Panie z dziekanatu dopinające elementów organizacji i zapisów przybywających gości spisały się rewelacyjnie. Każdy otrzymał pokaźną Księgę Jubileuszu 70 – lecia oraz jubileuszową koszulkę i inne upominki w eleganckiej jubileuszowej ekologicznej reklamówce. Brakowało mi jedynie identyfikatorów, dzięki którym byłoby można z całą pewnością rozpoznać nauczycieli i kolegów z czasów studiów oraz inne zaproszone osoby.
Uroczyste otwarcie Jubileuszu 70-lecia i powitanie gości poprowadził niezmordowany dziekan Wydziału Nauk o Żywności i Rybactwa ZUT w Szczecinie profesor Krzysztof Formicki, prywatnie mój starszy kolega z czasów studiów. Przemówienie JM Rektora Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie było rzeczowe i wyważone. Historia Wydziału prezentowana przez nauczycieli akademickich ukazała ogrom pracy jaka została wykonana przez ichtiologów pod wodzą Stanisława Korwin – Sakowicza - ucznia słynnego Franciszka Staffa - oraz: Roberta Towarnickiego i Franciszka Pliszki wraz ze współpracownikami i studentami, aby Wydział powstał w 1951 roku. Jednak w 1966 roku wraz z większością kadry naukowej został przeniesiony do Wyższej Szkoły Rolniczej w Szczecinie, gdzie uzyskał nazwę Wydziału Rybactwa Morskiego. Dokonania pracowników Wydziału i liczba naukowców, którzy przez te wszystkie lata zdobyli tutaj tytuły doktorskie i profesorskie jest imponująca. To cieszy.
Spotkanie ubarwiał chór założony przez zawsze elegancką i energiczną panią Elę Chojnacką, w czasach moich studiów (1977-1983) pracującą w dziekanacie, a następnie przez lata prowadzącą również galerię fotografii „Obok Rekina” w pawilonie „H”, gdzie prezentowano cudowną naturę wody i jej mieszkańców. Chór pięknie wyśpiewał „Gaudeamus…”, chociaż zauważyłem, że poza mną niewielu uczestników spotkania śpiewało tę akademicką pieśń znaną od siedmiu wieków. To przykre. Były też inne utwory, ale brakowało mi naszego wydziałowego ułańskiego hymnu: „Hej, hej rybacy, neptunowe dzieci…”, który tak lubił dziekan Winnicki.
Wystąpienia okolicznościowe zaproszonych gości były sprawnie prowadzone i często powiązane z prezentacją tekstów listów gratulacyjnych oraz wręczaniem wyjątkowych nagród. Szczególnie zainteresowała mnie statuetka i dyplom Króla Sielaw wręczona panu dziekanowi Krzysztofowi Formickiemu przez prezesa Klubu Rybaków utworzonego z inicjatywy absolwentów – pasjonatów rybactwa Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego. Zaskakującą informację przekazał poseł Michał Jach ze Stargardu stwierdzając, że sielawa łowiona w jeziorze Miedwie jest sprzedawana… na Mazurach. A w Szczecinie jej nie uświadczysz.
Przerwa kawowa i poczęstunek wykorzystałem do degustacji produktów rybnych oraz innych smakołyków opracowanych przez wydziałowych technologów żywności, a było co degustować. Wśród uczestników spotkania był mój wykładowca technologii żywności profesor Edward Kołakowski z małżonką. Oboje mogli być dumni z produktów Wydziału wykonanych przez studentów. Przysłuchiwałem się również dyskusjom o współczesnych problemach rybactwa. Katastrofa biologiczna na Odrze zniszczyła życie tej rzeki i wieloletnie programy restytucji jesiotra oraz szlachetnego łososia i innych cennych ryb. Trzeba je obecnie zaczynać od początku. Jednak ta katastrofa odsłoniła również ogrom zanieczyszczeń, które wpływają do wszystkich rzek poza wszelką kontrolą, co przy towarzyszącej nam suszy i niskich stanach wód niszczy najcenniejsze gatunki ichtiofauny oraz inne organizmy. Wysłuchawszy naukowców i praktyków z przerażeniem stwierdzam, że większość oczyszczalni nie działa należycie albo w ogóle, bo utrzymanie ich należytego stanu nie mieści się w budżetach gospodarzy. To mi przypomniało sytuację, gdy przed czterdziestu laty w ramach Naukowego Koła Akwakultury z profesorem Zygmuntem Chełkowskim robiliśmy lustrację oczyszczalni ścieków wzdłuż rzeki Gowienicy i okazało się, że tylko jedna jako tako funkcjonuje. Jednak wtedy nie było tak ogromnej ilości ścieków komunalnych, tak bardzo schemizowanych silnymi środkami czystości i ochrony konsekwentnie niszczącymi środowisko naturalne.
Wkrótce urocza profesor Beata Więcaszek zaprosiła mnie jako asystenta do zwiedzania Muzeum Ichtiologicznego. Muszę dodać, że dzięki uprzejmości prodziekanów: Stanisława Krzykawskiego oraz Wojciecha Piaseckiego i dziekana Krzysztofa Formickiego od lat prowadziłem grupy szkolne na Wydział Rybactwa, aby prezentować jego piękne zbiory. A jest co pokazać. Raz zdarzyło się, że spotkał nas wtedy już emerytowany dziekan Aleksander Winnicki, a ja przedstawiłem profesora dzieciom stwierdzając, że: „studenci kochali tego pana, jak wy swoich rodziców”. I uważam, że nie było w tym cienia przesady. Profesor opowiedział nam pięknie o tajemnicach jesiotra z… wiazgą na czele. Dziekan Winnicki zawsze emanował wyjątkową życzliwością i empatią do studentów, o czym niejednokrotnie się przekonałem. Zachwycająca mnie zawsze swoją urodą Beata (mogę tak ją nazwać, bo byliśmy na studiach w jednej grupie) starannie i bardzo rzeczowo poprowadziła zainteresowanych po muzealnych zbiorach, a ja jedynie przy niektórych rybach starałem się zaakcentować ciekawostki w rodzaju: „piskorze suszono i używano… zamiast świec”. A miałem jeszcze przygotowane takie rarytasy, jak: „przy braku powietrza w wodzie piskorz potrafi oddychać jelitem”, „piekielnica uwielbia piekiełka wodne bystrych potoków i dlatego… ma złamaną linię naboczną”, „z łusek uklei robiono masę perłową”, ”karaś może wmarznąć w lód i w takiej formie anabiozy przetrwać zimę, a odżyje wraz z odwilżą”, „karaś i lin budują w dennym mule gniazda, w których spędzają zimę”, „sandacz agresywnie broni swojego krześliska z ikrą i potrafi zaatakować nawet pióro wiosła rybaka”, węgorze potrafią pełzać po trawie z bezodpływowego zbiornika do rzeki, co wykorzystywano do ich chwytania podczas migracji ze starorzeczy Odry pozbawionych odpływów”, „sieja z jeziora Miedwie ma nazwę Marena od pogańskiej bogini wody”… Jednak profesor Adam Tański – autor książek wędkarskich prowadzący popularny program telewizyjny „Kołowrotek” zaprosił mnie na sympatyczną rozmowę o rybach łowionych na wędkę. Wróciłem dopiero, gdy grupa była przy gablocie z jesiotrem i łososiami.
Podczas dalszego zwiedzania interesujące informacje o życiu rzeki Drawy usłyszałem od pracowników Drawieńskiego Parku Narodowego zajmujących się ichtiologią. Towarzyszył mi również mieszkaniec Świnoujścia, starszy o dwie dekady nestor pasjonatów rybactwa i jak ja absolwent Państwowego Technikum Rybackiego w Sierakowie oraz jeszcze starego olsztyńskiego Wydziału Rybactwa dr Konstanty Chłapowski, z którym swego czasu oprowadzaliśmy wycieczki po Muzeum Ryb Mrożonych oraz prowadziliśmy prelekcje dla Towarzystwa Wiedzy Powszechnej o rybołówstwie dalekomorskim, Arktyce, Antarktydzie i życiu wód prezentując swoje przeźrocza z rejsów na trawlerach rybackich PPDiUR „Odra”.
Gdy profesor Beata Więcaszek zakończyła fachowe oprowadzanie po zbiorach Muzeum Ichtiologii to skierowała nas jeszcze do sal z aparaturą wylęgarni oraz pomieszczeń akwarystycznych. Następnie był czas na spotkania w Katedrach i zapoznanie się z problematyką badawczą oraz dorobkiem pracowników. Naturalnie zaszedłem do Beaty, powspominaliśmy piękne studenckie czasy, opowiedziała mi o zmianach w systematyce ryb i minogów oraz bałaganie wprowadzanym w tym zakresie przez niefachowców. Pogratulowałem uroczej pani profesor świetnej książki: „Naukowe polskie i angielskie nazewnictwo ryb świata w układzie systematycznym”, którą otrzymałem z piękną dedykacją. Z naszego roku tylko ona została na naszym rybackim wydziale jako pracownik naukowy, a na zjazd przybyło jeszcze zaledwie troje absolwentów: Darek Biernat, Waldi Oleksiak i Ryszard Oster. Tak. Liczyłem na znacznie większą zjazdową solidarność, ale czas robi swoje. Jedni rozjechali się po świecie, inni nie czują jedności jaka towarzyszyła nam w studenckich czasach. Chyba nadal jestem nadmiernym idealistą. Ale przecież przyjechał nawet Janakis z dalekiego Cypru. To znaczy, że niektórym chce się chcieć… powracać wspomnieniami do pięknych i barwnych studenckich lat.
Uroczysta kolacja dla zainteresowanych była najwyższej klasy. Również tutaj chór zaprezentował piosenki… 70-lecia. Sympatyczny akcent na dobrym poziomie. Przypomniałem sobie nasze studenckie śpiewy podczas złazów i rajdów z moją wersją „Szwoleżerów” często kończącą imprezę: …Więc pijmy wino rybołowowie, niech smutki zginą w rozbitym szkle, gdy nas nie będzie, nikt się nie dowie, czy dobrze było nam czy źle…”. Zamieniłem kilka słów z uczestnikiem wypraw polarnych profesorem Juliuszem Chojnackim przypominając wspólne ciąganie dragi w Międzyzdrojach i obaj przyznaliśmy, że rybactwo to jedna wielka przygoda.
Na bankiet w Courtyard by Marriott przybyło ponad sto osób. Gotowana cielęcina z sosem kaparowo – tuńczykowym, rukolą i pomidorami była bardzo smaczna, a krem z pieczonego pasternaka – wzorcowy, pieczony filet z łososia na warzywnym ratatuj po prostu „zwalał z nóg” (ach ta ziemniaczana zapiekanka). Na holu restauracji czekał wybór herbat i kawa oraz bufet rybacki popularnie zwany szwedzkim ze znakomitymi maleńkimi przekąskami i ciasteczkami. Nic, tylko degustować i smakować, co przyznali siedzący obok absolwenci ze Świnoujścia: Wioletka i Leszek Gawlińscy. Natomiast zaniepokoiła mnie informacja, że brak rybnego surowca powoduje zmiany w produkcji konserw, gdyż zamiast filetów wkładem są warzywa, a ryby niewielkim dodatkiem. Cóż: „towar gorszy wypiera towar lepszy” – jak stwierdził Kopernik, chociaż wtedy chodziło o pieniądze.
Ku zaskoczeniu biesiadników, dzięki dziekanowi Wydziału na stołach pojawiło się dobre białe i czerwone wino uzupełniające rozkosz spożywania posiłków. Jednak najważniejsze były rozmowy i wspomnienia z tamtych pięknych studenckich lat. I właśnie temu ta wykwintna kolacja przysłużyła się najbardziej.
Wrzesław Mechło – absolwent Wydziału Rybactwa Morskiego, biurogryf@gmail.com